Moja przygoda z 24-ką...
: 11 lis 2020, 00:29
…ale jak zwykle zacznijmy od początku czyli…
Wstęp (bo to przerażające narzędzie zasługuje na odpowiedni wstęp
):
Kilka dni temu Marcin wysłał do mnie zdjęcie, takie niby nic pomyślicie, zdjęcie jak zdjęcie, normalny bok teleskopu, a konkretnie tylko kawałek klatki górnej w okolicach wyciągu. Też mi coś, w sumie nic specjalnego, widziałem nie raz klatkę górną teleskopu, jednak tabliczka od razu zwróciła moją uwagę. Nie musiałem nawet robić zbliżenia na telefonie bo pomimo mojego wieku wciąż coś tam widzę czym ostatnio szczerze zadziwiłem okulistkę, ale dość przechwałek
. Tabliczka nad wyciągiem prezentowała napis Taurus, a trochę powyżej nazwy oznaczenie T600 !!!
Zatem stało się, po paru przygodach z dwoma 20-tkami wraz z wiekiem nadszedł czas porozglądać się za starszymi tak więc mamy przygodę z 24-ką
Prognozy na poniedziałek pokazywały ścianę chmur, ale Marcin sprawdził ich wysokość maksymalną, której powinny sięgać i na odkrytej przez niego nie dawno miejscówce okazało się, że będziemy kilkaset metrów powyżej. Nie to nie Alpy, a nasze Beskidy, a konkretnie kolejna miejscówka w Złatnej. Oaza z kilkoma domami rozrzuconymi na pewnym obszarze grzbietu górskiego, gdzie prowadzi droga o nachyleniu sprawiającym wrażenie jakby samochód podczas podjazdu miał się wywrócić na dach. Sama droga jest ułożona z kratki betonowej i wjazd nie stanowi problemu, a miejscówka jest położona na wysokości około 900 m.n.p.m.
Marcin dotarł na miejsce kilka godzin przede mną i z pomocą miejscowych rozłożył Bestię więc nie miałem okazji patrzeć jak dokonuje się takiego (wy)czynu, ani w nim uczestniczyć. Ja dotarłem około godziny 19-tej i przeżyłem lekki szok na widok tego co tam stało. Pomimo, iż miałem do czynienia z dwoma 20-tkami to Marcin zażyczył sobie, żeby to było f/5 zatem mamy do czynienia z ogniskową 3000 mm!!!
Obserwacje:
Co by tu napisać, żeby odpowiednio zobrazować tę historię… może tak, jeżeli ktoś zastanawia się czy warto kupić 24-calowy teleskop to odpowiadam, tak warto i na tym można by w zasadzie zakończyć!!!
Ja jednak pomęczę Was trochę i skupię się na opisaniu kilku wybranych obiektów, takich zwykłych standardowych, ponieważ w takim teleskopie odkrywa się je na nowo i w tym przypadku naprawdę na nowo! Nie wiem jak, w innych częściach Polski, ale u nas w górach jesień to najgorszy okres na obserwacje. Pomiary SQM-L pikują z wiosennych wahających się w przedziale od 21,65 do 21,70 mag/arcsecond² do 21,20 do 21,25 mag/arcsecond². Jest to ogromna różnica bo nawet podczas białych nocy wahają się w granicach od 21,35 do 21,40 mag/arcsecond².
Tej nocy mieliśmy wrażenie, że seeing zmieniał się kilkukrotnie, w dole delikatnie świeciły mgły, a temperatura wahała się co jakiś czas o parę stopni i ogromne lustro sprawiało wrażenie jakby nie osiągnęło odpowiedniej temperatury pracy przez cały czas obserwacji. Było tak aż do godziny 00.20 kiedy to odjechałem ze względu na łunę od wstającego Księżyca, a wentylatory na lustrze pracowały nieustannie. Pomimo tych wszystkich przeciwności jak można się spodziewać T600 stanął na wysokości zadania zatem:
1. Konik, z drzewa koń na biegunach
- powalił nas swoim widokiem w Naglerze 31mm plus filtr H-beta. W ogóle wstyd się przyznać, ale oglądałem konika pierwszy raz. Nigdy wcześniej też nie miałem pod ręką filtra H-beta, a bez niego to raczej ciężkie wyzwanie. Mgławica Koński Łeb zaprezentowała się wprost epicko i w pełnym kształcie. Wyraźny i zdecydowanie prezentujący się kształt głowy konia naprawdę sporych rozmiarów i mocno odcięty od tła dosłownie wylewał się z okularu. Dookoła głowy zwłaszcza od strony pyska mieniły się gwiazdki (nie tylko 12 mag, ale 15-16 mag) przebijające się przez warstwy pyłu i gazu. Sprawiały wrażenie jakby ktoś rozsypał tam złoty piasek, delikatne drobinki złota, w większości przypadków subtelne, ale jednak widoczne bez problemu. Całość tworzyła niesamowicie magiczny klimat i dla samego tego widoku warto było kupić ten teleskop. To mój obiekt tamtego wieczoru, zdecydowanie.
2. Płomień – był niczym gorejący krzak ognia, drzewko świąteczne, taka choinka przyniesiona z lasu. Ktoś musiał ją tam zgubić, a może celowo zostawił… tego pewnie nigdy się nie dowiem jednak miał to coś co zawsze mi brakowało podczas obserwacji tego obiektu, a mianowicie wspinały detal, dobry szczegół, na całej swej rozciągłości. Nie był po prostu plamą z delikatnymi kształtami, a tworzył gałązkę zerwanej choinki z zarysem strzępów (igieł), rozchodzących się gałązek… być może moja wyobraźnia dokłada tutaj od siebie, ale w mojej głowie i sercu fotony wyryły właśnie taki obraz i tego nikt mi nie zabierze…
3. Wielki Żółty Ptak – a mianowicie Wielka Mgławica w Orionie, dla mnie zawsze przypominała ogromnego ptaka próbującego upolować Rigela, niestety tutaj trochę się rozrosła
. Nie zrozumcie mnie źle, nadal wygląda jak orzeł podczas polowania, ale teraz jego skrzydła urosły i się rozłożyły po niebie. Wyglądała niczym paw, który z dumą prezentuje swoje skrzydła, a każde pióra można było oglądać z niesamowitymi szczegółami biegnących włókien. No dobrze, ale dlaczego żółty skoro… no właśnie nie tylko żółty, ale tęczowy, dokładnie to był tęczowy ptak. Orion wyglądał jak tęcza, zaprezentował się niemalże pełną gamą kolorów przechodząc od fioletu przez delikatny błękit do odcieni żółtego, pomarańczowego, lekkiego różowoczerwonego, a na szarym kończąc. Chociaż do czasu, gdy Orion wzniesie się najwyżej ponad horyzont zostało jeszcze około półtorej miesiąca to pomimo tego przywalił nas swoimi szczegółami, ale przede wszystkim paletą barw. Kolory były oczywiste, nie trzeba się było zastanawiać, że tam są bo one tak po prostu, zwyczajnie tam były…
4. Jednak z czasem pętla zacisnęła się na szyi znaczy skrzydle Łabędzia – czyli Veil który nie mieścił się nigdzie, znaczy oczywiste, że Veila nawet dzieląc na części ciężko zmieścić w czymkolwiek podczas obserwacji, ale tutaj była tragedia… w ruch poszedł oczywiście filtr OIII i na początek jako pierwszy cel padła miotła, potem trójkąt i część wschodnia i na tym można by zakończyć, ale nie ponieważ w mojej opinii to wymaga lekkiego rozwinięcia... a zatem nie skupialiśmy się na odszukiwaniu czegokolwiek, a po prostu upajaliśmy się widokiem, to było niczym wpłynięcie na przestwór oceanu, oceanu włókien, przeplatających się kształtów, setki strzępów… magia chwili, chciałoby się powiedzieć trwaj… a z każdą sekundą wynurzały się nowe i bardziej rozwinięte obszary jakich nie doświadczyłem dotychczas, to wszystko się nie mieściło, po prostu było bardziej ciasno niż zazwyczaj i nie chodzi tylko o pole w okularze przy tym teleskopie, ale rysujące się nowe struktury, tego nie da się odzobaczyć
5. Czas na deser – czyli Rożek (Crescent Nebula). Zazwyczaj deser to najpyszniejsza część jedzenia jednak tutaj tak nie będzie. Nie zrozumcie mnie źle, ponieważ widok powalał tak jak w poprzednich przypadkach, a był tylko w takim samym stopniu pyszny
Próbuję wymyślić co mi przypominał, czy był to wielki rożek, czy półksiężyc… nie sądzę, może w mniejszych teleskopach ponieważ tutaj to była wielka ćma z okrągłymi skrzydłami poprzecinanymi jasnymi i ciemnymi nieregularnymi plamami, taki zapomniany, szybujący w przestworzach cud natury przyozdobiony w fantazyjne kształty. Bezapelacyjnie najpiękniejszy Crescent jakiego widziałem!
Zakończenie i wnioski:
Jestem za niski, tak jestem małym knypkiem ze wzrostem 176 centymetrów
co odczułem boleśnie podczas tego wieczoru. Mierzący chyba około 2 metry (+- kilka centymetrów) Marcin nie miał problemów takich jak ja. Efekt był taki, że w zenicie i okolicach zenitu nawet gdybym stanął na palcach to musiałbym podłożyć jeszcze pustak pod nogi na górę drabiny
Być może drabina mogła by być wyższa, chociaż na nierównej łące wchodząc na samą górę kołyszącej się drabiny (pomimo wsparcia ze strony drugiej osoby) miało się i tak pewnego rodzaju wątpliwości
Reasumując w zenicie nie zobaczyłem nic…
Oczywiście tej nocy obejrzeliśmy wiele innych obiektów i to wypracowanie mogłoby zdecydowanie się wydłużyć, aż czytający po wyspaniu się zapadli by w kolejny sen lub śpiączkę, ale nie o to chodziło autorowi
, a jedynie chciałem z Wami podzielić się magią tamtych chwil i tego co doświadczyłem, a teraz mając nadzieję, że już wszystkich namówiłem na zakup własnego T600
, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku dziękuję za uwagę…
…czystego nieba i frajdy z hobby ponieważ każdy teleskop w zależności od postawionych celów może spełnić oczekiwania, a 24-cale spełniają z nawiązką i trochę inaczej…
PS – wciąż zachodzę w głowę jak Marcin nawet rozłożone wepchał to do osobówki
Wstęp (bo to przerażające narzędzie zasługuje na odpowiedni wstęp

Kilka dni temu Marcin wysłał do mnie zdjęcie, takie niby nic pomyślicie, zdjęcie jak zdjęcie, normalny bok teleskopu, a konkretnie tylko kawałek klatki górnej w okolicach wyciągu. Też mi coś, w sumie nic specjalnego, widziałem nie raz klatkę górną teleskopu, jednak tabliczka od razu zwróciła moją uwagę. Nie musiałem nawet robić zbliżenia na telefonie bo pomimo mojego wieku wciąż coś tam widzę czym ostatnio szczerze zadziwiłem okulistkę, ale dość przechwałek

Zatem stało się, po paru przygodach z dwoma 20-tkami wraz z wiekiem nadszedł czas porozglądać się za starszymi tak więc mamy przygodę z 24-ką

Prognozy na poniedziałek pokazywały ścianę chmur, ale Marcin sprawdził ich wysokość maksymalną, której powinny sięgać i na odkrytej przez niego nie dawno miejscówce okazało się, że będziemy kilkaset metrów powyżej. Nie to nie Alpy, a nasze Beskidy, a konkretnie kolejna miejscówka w Złatnej. Oaza z kilkoma domami rozrzuconymi na pewnym obszarze grzbietu górskiego, gdzie prowadzi droga o nachyleniu sprawiającym wrażenie jakby samochód podczas podjazdu miał się wywrócić na dach. Sama droga jest ułożona z kratki betonowej i wjazd nie stanowi problemu, a miejscówka jest położona na wysokości około 900 m.n.p.m.
Marcin dotarł na miejsce kilka godzin przede mną i z pomocą miejscowych rozłożył Bestię więc nie miałem okazji patrzeć jak dokonuje się takiego (wy)czynu, ani w nim uczestniczyć. Ja dotarłem około godziny 19-tej i przeżyłem lekki szok na widok tego co tam stało. Pomimo, iż miałem do czynienia z dwoma 20-tkami to Marcin zażyczył sobie, żeby to było f/5 zatem mamy do czynienia z ogniskową 3000 mm!!!
Obserwacje:
Co by tu napisać, żeby odpowiednio zobrazować tę historię… może tak, jeżeli ktoś zastanawia się czy warto kupić 24-calowy teleskop to odpowiadam, tak warto i na tym można by w zasadzie zakończyć!!!

Ja jednak pomęczę Was trochę i skupię się na opisaniu kilku wybranych obiektów, takich zwykłych standardowych, ponieważ w takim teleskopie odkrywa się je na nowo i w tym przypadku naprawdę na nowo! Nie wiem jak, w innych częściach Polski, ale u nas w górach jesień to najgorszy okres na obserwacje. Pomiary SQM-L pikują z wiosennych wahających się w przedziale od 21,65 do 21,70 mag/arcsecond² do 21,20 do 21,25 mag/arcsecond². Jest to ogromna różnica bo nawet podczas białych nocy wahają się w granicach od 21,35 do 21,40 mag/arcsecond².
Tej nocy mieliśmy wrażenie, że seeing zmieniał się kilkukrotnie, w dole delikatnie świeciły mgły, a temperatura wahała się co jakiś czas o parę stopni i ogromne lustro sprawiało wrażenie jakby nie osiągnęło odpowiedniej temperatury pracy przez cały czas obserwacji. Było tak aż do godziny 00.20 kiedy to odjechałem ze względu na łunę od wstającego Księżyca, a wentylatory na lustrze pracowały nieustannie. Pomimo tych wszystkich przeciwności jak można się spodziewać T600 stanął na wysokości zadania zatem:
1. Konik, z drzewa koń na biegunach

2. Płomień – był niczym gorejący krzak ognia, drzewko świąteczne, taka choinka przyniesiona z lasu. Ktoś musiał ją tam zgubić, a może celowo zostawił… tego pewnie nigdy się nie dowiem jednak miał to coś co zawsze mi brakowało podczas obserwacji tego obiektu, a mianowicie wspinały detal, dobry szczegół, na całej swej rozciągłości. Nie był po prostu plamą z delikatnymi kształtami, a tworzył gałązkę zerwanej choinki z zarysem strzępów (igieł), rozchodzących się gałązek… być może moja wyobraźnia dokłada tutaj od siebie, ale w mojej głowie i sercu fotony wyryły właśnie taki obraz i tego nikt mi nie zabierze…
3. Wielki Żółty Ptak – a mianowicie Wielka Mgławica w Orionie, dla mnie zawsze przypominała ogromnego ptaka próbującego upolować Rigela, niestety tutaj trochę się rozrosła

4. Jednak z czasem pętla zacisnęła się na szyi znaczy skrzydle Łabędzia – czyli Veil który nie mieścił się nigdzie, znaczy oczywiste, że Veila nawet dzieląc na części ciężko zmieścić w czymkolwiek podczas obserwacji, ale tutaj była tragedia… w ruch poszedł oczywiście filtr OIII i na początek jako pierwszy cel padła miotła, potem trójkąt i część wschodnia i na tym można by zakończyć, ale nie ponieważ w mojej opinii to wymaga lekkiego rozwinięcia... a zatem nie skupialiśmy się na odszukiwaniu czegokolwiek, a po prostu upajaliśmy się widokiem, to było niczym wpłynięcie na przestwór oceanu, oceanu włókien, przeplatających się kształtów, setki strzępów… magia chwili, chciałoby się powiedzieć trwaj… a z każdą sekundą wynurzały się nowe i bardziej rozwinięte obszary jakich nie doświadczyłem dotychczas, to wszystko się nie mieściło, po prostu było bardziej ciasno niż zazwyczaj i nie chodzi tylko o pole w okularze przy tym teleskopie, ale rysujące się nowe struktury, tego nie da się odzobaczyć

5. Czas na deser – czyli Rożek (Crescent Nebula). Zazwyczaj deser to najpyszniejsza część jedzenia jednak tutaj tak nie będzie. Nie zrozumcie mnie źle, ponieważ widok powalał tak jak w poprzednich przypadkach, a był tylko w takim samym stopniu pyszny

Zakończenie i wnioski:
Jestem za niski, tak jestem małym knypkiem ze wzrostem 176 centymetrów



Oczywiście tej nocy obejrzeliśmy wiele innych obiektów i to wypracowanie mogłoby zdecydowanie się wydłużyć, aż czytający po wyspaniu się zapadli by w kolejny sen lub śpiączkę, ale nie o to chodziło autorowi


…czystego nieba i frajdy z hobby ponieważ każdy teleskop w zależności od postawionych celów może spełnić oczekiwania, a 24-cale spełniają z nawiązką i trochę inaczej…
PS – wciąż zachodzę w głowę jak Marcin nawet rozłożone wepchał to do osobówki
